Toruniu. Szczęśliwy, choć zapracowany, mąż i ojciec dwójki dzieci. Publikował w magazynach internetowych oraz pokonkursowych antologiach opowiadań, choć rozpoczął przygodę z pisaniem w 2018 roku od… „Złodzieja” właśnie. Do czasu wydania debiutu, zdążył napisać dwie kolejne książki, które czekają na swój czas.
Zapalony czytelnik horrorów, fantastyki, a i klasyką nie pogardzi. Zafascynowany takimi autorami jak Terry Pratchett, Jack Ketchum czy Dmitrij Głuchowski.
Co byś zrobił, gdyby świat jaki znasz nagle stanął na głowie? Co byś zrobił, gdyby w Twoje życie wdarł się niezrozumiały mrok, niszcząc podstawowe prawa na jakich opierałeś swoje istnienie?
Przed podobnym dylematem staje Karol Morski, kochający mąż, ojciec, uczciwy pracownik i zwykły, poukładany mężczyzna. Mężczyzna wrzucony w wir przerażających, niezrozumiałych wydarzeń.
Czy uda mu się rozwikłać zagadkę? Czy pokona demony przeszłości? I jaką rolę w tym wszystkim odgrywa tajemniczy nieznajomy, którego obecność pokrywa się z pierwszymi mrożącymi krew w żyłach zjawiskami? (opis pochodzi od wydawcy)
Powieść miała premierę 11 sierpnia 2023, w formie e-booka można ją kupić we wszystkich księgarniach internetowych w Polsce i na świecie.
Skąd czerpie Pan inspirację do tworzenia swoich historii?
Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Głowę mam pełną historii, a każdą z nich zainspirowało coś innego. Czasami jest to jakaś osoba, czasami wydarzenie, a najczęściej zadane przed lustrem pytanie "co by było gdyby". I stawiam tych biednych bohaterów w sytuacji patowej, wykraczającej poza ramy racjonalnego postrzegania świata, zastanawiając się jednocześnie, co ja zrobiłbym w ich sytuacji. Uważam, że inspiracje można odnaleźć wszędzie, inspiracje walają się między nogami, trzeba tylko się po nie schylić i doprawić sporą dawką wyobraźni.
Dlaczego zdecydował się Pan na ten właśnie gatunek?
Po pierwsze, uwielbiam czytać/słuchać opowieści grozy, obok fantastyki królują wśród najczęściej wybieranych przeze mnie gatunków, co siłą rzeczy znajduje odbicie w tym, co piszę. Po drugie, cenię w horrorze możliwości jakie daje zarówno autorowi, jak i czytelnikowi, możliwości podkreślmy, niczym nieograniczone. W arsenale mamy demony chrześcijańskie, duchy, mitologię słowiańską, nordycką, celtycką, grecką, rzymską. Każda z nich obfituje wręcz w twory, które aż proszą się o przelanie na papier. A mówimy tu tylko o wyborze antagonisty. Podobnie rzecz ma się ze sposobem w jaki powieść poprowadzimy - możemy dawkować emocje, albo od razu uderzyć z pełną mocą. Możemy oprzeć książkę na krwawej jatce, albo bazować na innych narzędziach i przez bite trzysta, czterysta, pięćset stron nie rozlać ani kropli krwi. Ja zdecydowałem się nieco to wszystko wypośrodkować, pójść w jeszcze innym kierunku, stworzyć coś od podstaw. Wierzę, że skutecznie. Po trzecie wreszcie, uważam że horror jako gatunek literacki jest marginalizowany, niesłusznie wyśmiewany i ignorowany, więc z czystej przekory, chciałem pokazać, że nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. I mówię tutaj zarówno o horrorach ambitnych - których na polskiej scenie literackiej nie brakuje, jak i horrorach prostych - które mają pozwolić czytelnikowi odprężyć się po ciężkim dniu. Lubię porównywać książki do seriali, bo człowiek często wieczorem musi wybrać - odpalić Netflixa, czy poczytać? W tak zapracowanym społeczeństwie z reguły brakuje czasu na jedno i drugie. I tak jak z serialami, czasem mamy ochotę na coś ambitnego, a innym razem na lekki zapychacz czasu, odbojnik napięcia. Podobnie z książką, ja często czytam równocześnie klasykę i lekki horror. Mam siły? Biorę do ręki Prousta. Nie mam? Biorę lekki horror. Uważam, że czytelnik zasługuje na taki wybór.
Czy istnieje jakaś konkretna książka, film lub autor, które miały wpływ na tworzenie w tym gatunku?
Myślę, że duży wpływ miała na mnie wczesna twórczość Łukasza Orbitowskiego i jego horrory osadzone w realiach naszych, polskich blokowisk. Podobnie rzecz ma się ze Stephenem Kingiem, kiedy horror zaczął mnie naprawdę fascynować, jego powieści - tylko jego powieści - były wszędzie dostępne. Z rzeczy, które czytałem później, z pewnością Metro 2033 i ogólnie twórczość Dmitrija Głuchowskiego pokazały mi, jak zgrabnie i oryginalnie można osadzić rzeczywiste problemy w nierzeczywistych realiach.
Jak Pan sobie radzi z tworzeniem napięcia i atmosfery strachu w swoich opowieściach?
Tu niestety, moi bohaterowie nie mają lekko. Wrzucam ich w wir niezrozumiałych wydarzeń, stawiam przed obliczem nieznanej grozy, stopniowo, krok po kroku, ujawniając kolejne fakty, które w końcu układają się w spójną całość. A potem to już hulaj dusza, piekła nie ma - czy też może właśnie jest. Czytelnik zostaje postawiony w podobnej sytuacji. W uporządkowanym świecie pojawia się dysonans, harmonia zostaje zakłócona, choć nie wiadomo dlaczego. Tajemnica stopniowo rozwiązuje się wraz z postępującą fabułą, a gdy już wszystko staje się jasne, wtedy pozostaje tylko szczere zło.
Jak ważne jest tworzenie postaci, z którymi czytelnicy mogą się utożsamić, w świecie pełnym grozy?
Uważam, że stworzenie postaci, którą czytelnicy polubią, z którą będą się utożsamiać, jest jednym z najważniejszych czynników w procesie twórczym. I nie mam tu na myśli tylko horroru, ale również inne gatunki. Wracając jednak do grozy - nie tylko ja nie mam litości dla swoich postaci. Podobnie to wygląda z każdym autorem tworzącym horror. Bohaterowie są gnębieni, bici, maltretowani, okaleczani, pchani na skraj szaleństwa. Jeżeli czytelnik nie złapie odpowiedniego kontaktu z bohaterem, nie polubi go, to nawet najbardziej wymyślne i przerażające rzeczy, które autor zafunduje protagoniście, nie przyniosą odpowiedniego skutku. Nić porozumienia między prawdziwą osobą trzymającą w ręku książkę, a fikcyjnym bohaterem, którego losy w tejże książce są opisane, jest moim zdaniem podstawowym warunkiem do osiągnięcia przez daną publikację sukcesu.
Czy ma Pan swoje strategie na zaskakiwanie czytelników i prowadzenie ich przez intrygującą fabułę?
Nie. Podczas pisania niejednokrotnie sam daję się ponieść wydarzeniom i zaskakujący zwrot akcji po prostu ze mnie wylatuje. Daję mu szansę, staram się pociągnąć historię zgodnie z jego nurtem. Czasami się udaje, czasami muszę się cofnąć, coś zmienić, albo całkowicie usunąć. Nie nazwałbym tego jednak strategią.
Czy jest jakiś temat lub motyw, który szczególnie Pana fascynuje i często pojawia się w horrorach?
Sekty. Uważam, że w horrorach pojawiają się zbyt rzadko, bo mają ogromny potencjał. Sam powoli tworzę szkielet powieści, w której chciałbym skupić się właśnie na tym temacie. Jest coś hipnotyzującego i przerażającego zarazem, w tym jak funkcjonują. Dziesiątki złamanych ludzi, w jednym miejscu, ze sztucznymi uśmiechami na ustach. Wierzących w to, że ten sztuczny, wykreowany na potrzeby wyleczenia złamanego serca świat, ma jakąkolwiek wartość. Jak na moje to jest cholernie fascynujące.
Czy przechodzi Pan jakieś rytuały czy przygotowania, zanim zanurzy się w procesy podczas twórczy?
Na rytuały mogą sobie pozwolić mniej zapracowani ludzie. Czas na pisanie wyszarpuję z i tak zbyt krótkiego dnia. Jak już kiedyś zdobędę literacki świat i będę zarabiał miliony z książek sprzedawanych na całym świecie, pewnie coś wymyślę. Yerba Mate przed pisaniem, może jakieś cygaro. Póki co po prostu siadam i piszę, rytuały muszą jeszcze chwilę poczekać.
Jakie wyzwania napotyka Pan podczas tworzenia historii, które mają wciągnąć czytelników w mroczny świat wyobraźni?
Odpowiedź na to pytanie poniekąd zazębia się z odpowiedzą na poprzednie. Głównym wyzwaniem jest znalezienie czasu na tworzenie owych historii. Pisanie samo w sobie jest czasochłonne. Pisanie z szacunkiem do czytelnika, czyli optymalizacją jakości i tempa procesu twórczego jest największym wyzwaniem z jakim zmagam się ja, ale też - jak podejrzewam - większość autorów meandrujących po gatunkach niszowych. Pomysłów nie brakuje, brakuje czasu na realizację.
Jakie emocje lub reakcje u czytelników są dla najważniejsze, kiedy czytają opowieści?
Chciałbym, żeby czytelnik przede wszystkim dobrze spędził czas, czytając moją powieść. Chciałbym, żeby poczuł dreszczyk lęku, ale też zatrzymał się na chwilę podczas fragmentów "pomiędzygrozowych" i wyłapał z tych - ponurych skądinąd - rozważań coś dla siebie, coś co warto zapamiętać. Chciałbym, żeby czytelnik najzwyczajniej w świecie był zadowolony po przeczytaniu ostatniego zdania powieści.